WYZWOLENIE. REFLEKSJA PRZED PIERWSZĄ PROFESJĄ

„Wyprowadziłem cię, córko z twej niewoli, z tego zamku warownego, któryś sobie postawiła i zamknęła na klucz.”

„Tak, Panie, wysokie mury posiadał ten zamek, grubsze niż to potrzebne. A dla pewności wokół niego wykopałam głęboką fosę, zalaną wodami zazdrości, zaborczości, izolacji, ucieczki. Gdyby tego było mało – wokół twierdzy, w promieniu kilkuset metrów wkopałam miny, postawiłam zasieki, by mnie broniły od innych ludzi. A były nimi: mój gniew, żal, pretensje, urazy. Gdy tylko ktoś próbował się zbliżyć, dochodziło do eksplozji. Niby niewidoczne, ale cały czas aktywne, jak czynny wulkan, reagujący nawet na maleńkie ruchy tektoniczne – czasem wyrzucający gaz, popiół, siarkę, ale im większe poruszenie, tym mocniejsze wybuchy – nawet lawy, zalewające okolicę”.

Czym córko były dla ciebie te lata u mego boku?”

„Panie, były one procesem wyjścia z mego obwarowanego zamku, chronionego murami lęku, strachu o samą siebie, swój komfort, fałszywe poczucie wartości budowane na tym, co zewnętrzne, płytkie, krótkotrwałe. Okazało się, że z biegiem czasu opuszczenie, wyzwolenie z tej twierdzy, którą własnymi rękoma wznosiłam, stało się trudne. Po pierwsze dlatego, że przez te wszystkie lata zapomniałam, gdzie znajduje się klucz od drzwi wyjściowych. Wiele czasu zajęło mi jego odnalezienie, a gdy już się udało, okazało się, że zamek zardzewiał i trzeba było usunąć rdzę. Pomogli mi w tym spowiednicy, mocą Ducha Świętego.

Gdy już stamtąd wyszłam, kolejna trudność – fosa. Przecież nie ma mostu, a wpław nie popłynę, gdyż to, co się w niej znajdowało było trujące, wręcz żrące. Zatem potrzebna była łódź. W wybudowaniu jej pomogła pokora, ofiarność, wyrzeczenie się siebie i praca nad sobą. Ten etap zajął cały postulat.

Przepłynięcie fosy łodzią nie było łatwe. Zabrało dużo czasu, gdyż okazało się, że wody są wzburzone i za każdym razem rozbijałam się na tym brzegu, z którego dopiero co odbiłam. Czemu, Panie?”

„Gdyż sama próbowałaś tego dokonać, dzierżąc wiosła we własnych rękach, osłabionych przez lata bezczynności, dodatkowo bez podstawowej wiedzy o tym, jak kierować łodzią. Dopiero, gdy zamontowałaś żagle i pozwoliłaś, by mój Duch prowadził twą łódź, udało się.”

„No tak, Panie, ale co z tego jak trzeba było przejść przez to pole minowe, te zasieki? Wiesz, co się stało – sama już nawet nie pamiętałam, gdzie je położyłam, zarosły bowiem tak wysoką trawą. I już po chwili stałam na jednej z nich, krzycząc o pomoc.”

„I co się wtedy stało, córko moja?”- zapytał Pan z delikatnym uśmiechem na twarzy.

„Pojawił się człowiek ubrany w kuloodporne ubranie – chyba jakiś saper – i w profesjonalny sposób tę bombę rozbroił”

„A potem?”- zapytał.

„Potem pokazał mi jak wyszukiwać pozostałe bomby, jak się przedzierać przez zasieki. A im dalej, tym więcej było tych „specjalistów”. Ale kim oni byli?”

„Nie wiesz? To byli twoi spowiednicy, wykładowcy, osoby prowadzące warsztaty, rekolekcjoniści, formatorzy. A pamiętasz, jaki było powód twojego wyzwolenia?”

„Głos, usłyszałam delikatny głos, który wołał, ale nie nalegał, a później zamienił się w tak piękny śpiew, że musiałam wyjść na zewnątrz i zobaczyć, kto tak śpiewa. Stojąc na wałach obronnych zamku, zobaczyłam niepozorną postać tuż za ostatnią linią min, ale nie umiałam rozróżnić rysów twarzy, nie z takiej odległości. Lecz ten śpiew był tak piękny, tak przejmujący i przepełniony miłością, że rozbudził on we mnie pragnienie tej miłości, tęsknotę i chęć odpowiedzi na nią. Z pomocą moich saperów udało mi się przekopać wąski pas, by zobaczyć, kim jest ów śpiewak”.

„I co? Już wiesz?”- zapytał Pan z delikatnością matki.

„Tak, Panie, to Ty Jesteś!”

„A pamiętasz, co wtedy powiedziałem? Powiedziałem: Teraz wspólnie rozbroimy całe to pole, by służyło ono za pastwisko dla moich owiec, by mogli tu przyjść biedni, opuszczeni, zapomniani i zaludnili to miejsce, by już nie było ono pustkowiem, ale miejscem tętniącym życiem i miłością, by w zamku mogli znaleźć schronienie zimą, a latem urządzali tam radosne spotkania. By tworzyli w tym miejscu wspólnotę, tak by w tych pustych murach rozległy się odgłosy radości, a czasem sprzeczki. Bo gdzie są ludzie będą i konflikty. Ale Ja będę tam z tobą, córko, by je łagodzić i by prowadzić do pojednania i przebaczenia. Wybudujemy 4 mosty, aby mogli się doń dostać ludzie ze wszystkich stron. Tak, będzie to oznaczać, że nie będziesz w stanie kontrolować, kto i kiedy wchodzi, ale Ja będę nad tym czuwał. Złóż swą ufność i nadzieję we mnie, a Ja sam będę działał. I te bramy i mosty już nigdy nie zostaną zamknięte ani podniesione. Fosę zaś wspólnie oczyścimy, by wpłynęło do niej czyste źródło miłości i błyszczało niczym kryształ, dając nieprzebrane ilości świeżej, żywej wody dla każdego, kto będzie spragnionym.

I wtedy poznasz, że JA JESTEM PAN i nie ma innego, nikt inny nie ma władzy nad twoją duszą.”

„Dobrze, Panie, ale co z tym polem minowym? Zaczęłam je rozbrajać, ale praca okazuje się długa, żmudna i niebezpieczna. Dodatkowo, tu na otwartej przestrzeni, wśród min, lepiej słychać, gdy któraś wybuchnie, a to oznacza tylko jedno – ktoś próbował się do mnie zbliżyć i na tym ucierpiał”.

„Widzisz, dlatego trzeba je rozbroić. Nie potrzebujesz własnych zabezpieczeń, środków obronnych, bo nawet nie wiesz, kogo one dotykają. Potrzebujesz tylko Mnie. Ale powiedz mi, córko, czego się przy tej pracy nauczyłaś?”

„No, musiałam zacząć ostrzegać innych o potencjalnym niebezpieczeństwie i wskazać bezpieczną drogę wejścia do zamku. Uczyłam się wtedy komunikacji, mówienia innym tego, co we mnie się działo”.

„Widzisz, dziecko, tak jak wiele lat trwało uzbrajanie tego terenu, tak musi potrwać proces jego rozbrajania. Ale nie będziesz sama, poślę ci tych, którzy ci w tym pomogą: przełożonych, współsiostry, spowiedników, współpracowników, przyjaciół. Pomogą ci oni swoją obecnością, życzliwością i modlitwą. Odwagi, Jam zwyciężył świat, zatem małe pole minowe tym bardziej nie stanowi problemu, o ile mi pozwolisz”.

„Tak, Panie, ja już dawno się na to zgodziłam, ale co z zamkiem? On jest tak ponury i odstrasza. Co można z nim zrobić?”

„Widzisz? Rozejrzyj się wokoło, widzisz te wszystkie ekipy budowlane, remontowe? Wiesz, kto im przewodzi?”

„Kto, Panie?”

„Mój najlepszy architekt, mój Duch, ale przecież to zamek kobiety, twierdza, którą potrzeba zmienić w Pałac. A któż lepiej to zrobi niż kobieta? Widzisz tę parę osób na szkielecie mostu? To mój Duch, Architekt i Jego Oblubienica, a Moja Matka, dekoratorka wnętrz, ekspert od spraw wykończenia, właśnie weszła tu przez ten wąski pas rozminowanego pola, by wykonać zlecone im przeze mnie plany. Chcę, by przygotowali tu dla Mnie pałac, a któż zna lepiej serce Syna, niż Jego Matka? Zobacz, jak jej kobieca delikatność i wyczucie piękna zmienia kamienne, zimne ściany i mury w lekkie, zrobione z piaskowca? Pokazuje Duchowi gdzie kuć, odłupywać, a przez to budowla zaczyna przypominać bardziej pałac królewski aniżeli warowną twierdzę.

A teraz, córko, proszę zajrzyj do sakiewki, którą masz u pasa. Wyjmij to, co tam znajdziesz”.

„Ależ, Panie, toż to najcenniejsze perły!”

„Tak, wiem, a teraz daj je mojej Matce”.

„Po co?”

„By mogła je zetrzeć na proch. Te perły to owoce rozminowywania, które do tej pory wykonałaś. Pewnie ci się wydawało, że jedyne, co zyskałaś, to poranione od zasieków dłonie i pokaleczone palce, stopy. Otóż, pod każdą miną, na każdej linii zasieków była jedna z tych pereł, które wkładałem do twej sakiewki. Praca zawsze zostaje nagrodzona.”

„Zatem czemu mam je oddać i pozwolić na ich zniszczenie?

„Widzisz te mury? Niedługo staną się lekkie i smukłe, i dostojne, ale z daleka nadal są niewidoczne. Jednak, gdy je pokryjemy pyłem uzyskanym z pereł, odbijające się od nich promienie Słońca przywabią tu tych wszystkich, o których ci mówiłem. Poza tym, lubię jak moje dzieci są przyozdobione moimi darami i nie noszą ich w zamknięciu.”

„A co z wnętrzem? Tam praktycznie nic nie ma, puste komnaty, zimne korytarze…”

„Czyż nie mówiłem ci, że moja Matka jest najzdolniejszą dekoratorką? Z czasem Architekt doprowadzi do powstania ogrodów, których wyrosną piękne kwiaty, którymi ona udekoruje to miejsce. Ponadto pragnę, byś czasem oderwała się od rozminowywania i wspólnie z Nią tworzyła piękne arrasy i gobeliny. Modlitwa będzie dla ciebie materiałem. Zaś służba i ofiarność pomoże w powstaniu miękkich, kolorowych dywanów wyścielających podłogę w całym pałacu. Córko moja, czy to widzisz? Czy widzisz, czego tutaj pragnę?”

„Tak, Panie, widzę, choć póki co to miejsce robi wrażenie placu budowy. Taki tu harmider, ale widzę
i nie mogę się doczekać!”

„Tylko nie zapomnij o minach i zasiekach. Systematycznie je usuwaj, ale nie dla nich samych, ale dla tych pereł, które pod nimi są ukryte.”

„Panie, a co z tą wodą, o której mówiłeś? Sam zauważyłeś, że tu jest pustkowie. Skąd weźmiemy jej tyle by napełnić fosę? I co zrobić, by nie zatęchła?”

„Widzisz tę górę w oddali, córko?

„Tak, Panie, widzę.”

„Kiedyś tryskało z niej źródło tak ogromne, że tworzyło wodospad, a tu była dolina, którą płynęła rzeka. Na jej linii znajduje się twoja fosa. Otóż, każda Eucharystia, spowiedź, i wypływające z nich nawrócenie, dobre uczynki i postanowienia będą wywoływać delikatne ruchy tektoniczne, które sprawią, że góra się otworzy, ale nie po to, by wydać lawę, lecz tę ożywczą wodę. Tą górą jest moje Serce. W końcu, by zaistniało tu życie, niezbędna jest woda, i to ciągle świeża, dlatego nie ustawaj, córko.”

„Panie, zanim odejdziesz, mogę zadać ostatnie pytanie?”

„Ostatnie­? - zapytał jednocześnie perliście się śmiejąc - Naturalnie!”

„To światełko, które tak intensywnie świeci z daleka… czym ono jest? Widzę je już od paru chwil.”

„To, moja droga, jest efekt, jaki daje częściowe pokrycie murów pałacu prochem perłowym wewnętrznego wyrzeczenia i zmagania. Ten zamek, choć daleko, jest dla ciebie widoczny aż tutaj. Tak jak twój – choć w tak małej części – też jest widoczny dla nich.”

„Zatem, nie jestem sama?”

„Oczywiście, że nie! Każdy buduje fortece – mniej lub bardziej zamknięte. Ja pomagam je przemieniać w moje świątynie. Wokół ciebie jest ich wiele, niektóre już w dużej mierze wykończone mocą Mego Ducha. Bądź cierpliwa, a z czasem zobaczysz ich coraz więcej.”                                    

Justyna Radulska


(kliknij na zdjęcie aby powiększyć)

NASZ ZAŁOŻYCIEL

Św. Wincenty Pallotti

Naszym Założycielem jest Święty Wincenty Pallotti. Żył w latach 1795–1850. Miejscem jego kapłańskiej i apostolskiej działalności był przede wszystkim Rzym gdzie podejmował wiele posług.

Ks. Wincenty Pallotti zmarł w Rzymie w opinii świętości 22 stycznia 1850 roku. Sto lat później, 2 stycznia 1950 roku papież Pius XII zaliczył go do grona błogosławionych. Papież Jan XXIII w dniu 20 stycznia 1963 roku podczas trwania Soboru Watykańskiego II, ogłosił błogosławionego Wincentego Pallottiego świętym jako Apostoła Rzymu i patrona Apostolatu Ludzi Świeckich. Święty Wincenty został też patronem Papieskiego Związku Misyjnego Księży.

Czytaj więcej...

O NAS

Nasz charyzmat

Dzisiaj istniejemy w wielu krajach świata, jako zgromadzenie międzynarodowe. Podejmujemy prace na misjach i w Polsce. Prowadzimy m.in. przedszkola, dom dziecka, domy pomocy społecznej, katechizację, prace parafialne i duszpasterskie. Spotykamy się w ramach grup i rekolekcji z dziećmi, młodzieżą i dorosłymi.

Gdziekolwiek jesteśmy, staramy się przeżywać swą codzienność według krótkich dewiz Założyciela:

  • Ad Infinitam Dei Gloriam! - Dla Nieskończonej Chwały Bożej
  • Ad Destruendum Peccatum! - Dla Zniszczenia Grzechu
  • Ad Salvandas Animas! - Dla Zbawienia Dusz

Czytaj więcej...

KONTAKT

SPOŁECZNOŚĆ